Informacje:

Wybaczcie, że jestem trochę nieobecny. Życie... ~ Armand

Chwilowo staram się ogarniać bloga, w jakichś mało skomplikowanych sprawach, także przepraszam za opóźnienia! Jeśli ktoś zauważy coś do poprawki to proszę mi to zgłosić, w granicach moich umiejętności będę próbować coś z tym robić. ~ Alicja

~ ~ ~ ~ ~ ~

piątek, 3 października 2014

Nawiedzony szpital.

Illusione przeglądała zlecenie, które ostatnio zostało przydzielone jej osobie. Widziała różne rzeczy i nie robiło to właściwie na niej wrażenie ale zastanawiało ją dlaczego takie zadanie zostało zlecone najemnikom. W Samudrze albo jej okolicach na pewno znalazłby się człowiek albo zespół, który doskonale zna się na zjawiskach paranormalnych. Władze miasta musiały wiedzieć więcej, niż powiedzieli. Nalała kawy do kubka i poświęciła cały wieczór na planowanie etapów misji. Zdawała sobie sprawę, że może wydarzyć się wszystko ale nawyków ciężko się pozbyć.

Następnego ranka obudziła się z rozbitym kubkiem i kilkoma zalanymi kawą kart dyspozycji. Przeciągnęła się i ziewnęła. Zerknęła czy wszystko jest czytelne i odłożyła dokumenty na etażerkę. Posprzątała sypialnię i udała się pod prysznic.

Tego samego dnia pod wieczór kobieta zaczęła przygotowywać się do wyprawy. Założyła na siebie ciemne odzienie, związała długie, kasztanowe włosy w kitę i jeszcze raz przejrzała zlecenie. Księżyc wzbił się już wysoko, w całej swej okrągłości prezentował się przepięknie. Wdrapała się na dach wierzy siedziby. Podeszła do murku i wychyliła się. Wiatr przeczesał włosy kobiety i orzeźwił ją. Wspięła się na ów murek i skoczyła przed siebie. Złapała się szczytu dachu budynku, który stał naprzeciwko. Wolnym, zgrabnym krokiem udała się na drugi koniec dachu. Ponownie skoczyła, robiła to do końca możliwych budynków. Niczym kot dotarła do końca zabudowań. Zeszła na ziemię i tam kontynuowała podróż. Nie musiała iść daleko. Zaledwie kilometr dalej znajdował się opuszczony szpital psychiatrycznych. Wszystko zostało zasiane przez czas chwastami, bluszczem i całą gamą szkodników. Chwyciła w dłoń sztylet i wspięła się na ogrodzenie budynku. Szybko zbliżyła się do posiadłości. Ostrożnie weszła do środka. Pełno pajęczyn, kurzu, brudu i pozostałości po mieszkańcach domu. Nic specjalnego nie zwróciło jej uwagi. Sprawdziła każdy pokój od piwnicy po ostatnie piętro szpitala. Nic a nic. Zeszła do niegdysiejszego salonu i tam zajęła wygodnie miejsce w kącie. Po kilku godzinach szczekania objęcia Morfeusza ją dopadły.

Stary zegar wybił trzecią w nocy. Niespiesznie otworzyła jedno oko. Przed nią stał czarny, wielki pies. Pomieszczenie wypełniał zapach siarki. Ślina z pyska stworzenia kapała na kamienną podłogę, czerwone ślepia przeszywały kobietę, aż po jej duszę. Ogromne zębiska szczerzyły się w jej stronę. Ścisnęła mocniej sztylet, który wyciągnęła jeszcze przed wejściem do budynku. Szybko zerknęła na strategiczne miejsca w pokoju i wróciła wzrokiem na zwierzę. Zimny pot oblał kobietę. Przed nią pojawiły się trzy gnomy. Natychmiast przyjęły pozycje obronne, żeby jak najmniej ciała Illusione pozostało bez osłony. Omen zaczął warczeć i sapać nerwowo przebierając łapami. Nigdy nie miała okazji walczyć z tym stworzeniem, Nie znała jego słabych punktów, w jaki sposób atakuje. Nie mogła dłużej czekać. Zbliżało się świtanie a ona nie miała żadnych informacji. Gdy tylko ruszyła ręką pies skoczył w jej stronę. Gnom Vitto wpadł w szczęki demona. Kobieta w tym czasie wyskoczyła za biesa. Nie miała czasu na bycie ostrożną. Trzasnęła drzwiami modląc się, że Omen nie wydostanie się zza nich. O dziwo wszystko w pomieszczeniu zamilkło. Oparła się o ścianę i westchnęła ciężko. Ucieczka była jej jedyną możliwością. Nie była na tyle głupia by zaczynać walkę z istotą z bajań prababek.

Po chwili, gdy doszła do siebie postanowiła zwiedzić ponownie to ponure miejsce. Nic się nie działo. Jeden omen i o to ten cały ambaras? Nie było to możliwe, władze miasta nie zawracałyby sobie głowy taką sprawą. W dokumentach miała informacje o niepokojących jękach. Słońce szybko wzbiło się na niebo. Illusione nie miała już dziś czego szukać. Wróciła do domu, gdzie zapisała notatkę o psie, którego spotkała. Położyła się na łóżko i natychmiast zasnęła.

Nie minęła godzina a kobieta już wstała. Jej myśli błądziły wokół biesa, którego spotkała. Zazwyczaj walczyła z ludźmi, ciężko było jej sprecyzować co ze sobą wziąć. Zwinność jest bardzo ważna w tym fachu. Kobieta więc nie może być zbyt przeciążona. W pasie na uda i biodra ukryła fiolki z czarnym płynem. Przygotowała sztylety, ubranie.

Dzień ciągnął się jak flaki, gdy nastała upragniona przez kobietę pora wszystko mogło się znowu zacząć. Scenariusz tej nocy wyglądał tak samo jak poprzedniej. Kilka następnych również. Jedynie czarny bies odwiedzał salon szpitala. Przez ten czas kobieta próbowała go oswoić na tyle, by nie stanowił dużego zagrożenia. Starania jednak poszły na marne. W ciągu tej misji zdążyło ucierpieć sporo gnomów. Czarnowłosa postanowiła, że piętnasta noc będzie tą ostatnią.

Nadszedł czas pożegnania z miejscem i finału zadania. Znudzona siedziała w jadali na dużym, dębowym krześle. Poza Omenem zamieszkującym w posiadłości nie było żadnych innych stworzeń. W połowie nocy do budynku wparowała grupa po zęby uzbrojonych mężczyzn, Rzucali na siebie mięsem jak klątwami. W grę weszły rękoczyny. Musiała znaleźć odpowiednie miejsce, żeby się dowiedzieć o co chodzi.

Kobieta wygodnie zawiesiła się do sufitu. Trzy gnomy ukryła blisko nich, które pozwoliły spamiętać jej wszystko. Na jaw wyszły przekręty syna właściciela jednej z miodosytni, który właśnie w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym podrabiał ów napitek. Jego towarzysze zbuntowali się, gdy ten przestał im płacić. Całe przedstawienie było zorganizowane po to, by odstraszyć węszących turystów, dzieciaki i innych ciekawskich. Veirta dowiedziała się wystarczająco dużo. Odesłała gnomy a sama wydostała się z budynku.

Nazajutrz wraz z raportem udała się do zleceniodawcy. Ci postanowili nagłośnić sprawę, żeby uspokoić społeczeństwo. Gdy wszystko zostało wyjaśnione zapłata została przyznana. Verita pieniądze przekazała na rzecz Bractwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz